wtorek, 12 listopada 2013

MTV EMA 2013! RELACJA Z AMSTERDAMU

Witajcie. Właśnie wróciłem z Amsterdamu, gdzie wspólnie ze znajomymi bawiliśmy się na rozdaniu nagród MTV Europe Music Awards 2013! Specjalnie dla Was krótka relacja z tego wydarzenia. Oglądaliście to wyjątkowe wydarzenie?

 Za nami najważniejsze wydarzenie muzyczne w Europie - MTV EMA  2013. W tym roku gospodarzem imprezy był Amsterdam!
 Na scenie MTV pojawiła się plejada największych artystów na świecie. Tematem przewodnim tegorocznego święta muzyki było hasło „Kosmici atakują”.
Galę otworzył występ zjawiskowej Miley Cyrus, która na żywo zaśpiewała utwór „We Can’t Stop” przybywając na scenę w statku kosmicznym w towarzystwie karła z którym lubieżnie się obmacywała. To dopiero początek skandali,  które zaserwowała nam tego wieczoru artystka. Podczas odbierania statuetki w kategorii „Najlepszy Teledysk Roku” Miley korzystając z okazji, że znajduje się w liberalnej Holandii wyciągnęła ze swojej torebki skręta i zaciągnęła się nim na scenie. Pod koniec koncertu 21-letnia Gwiazda pojawiła się ponownie, wykonując swój największy hit zatytułowany „Wrecking Ball”, tym razem oprawa występu była bardzo skromna, bez sensacji, ale za  to niesamowicie intymna i wzruszająca.                                                 Imprezę poprowadził Redfoo z LMFAO, który w każdym swoim wejściu dbał o to, by mieć na sobie oryginalną i kolorową kreację… w pewnym momencie postanowił pójść o krok dalej i  zdarł z siebie ubranie mając na sobie tylko świecące slipy. Galę uświetniały występy na najwyższym poziomie. Robin Thicke pojawił się w duecie z Iggy Azalea mistrzowsko wykonując „Blurred Lines” oraz „Feel Good”, Kings Of Leon rozpalił publiczność utworem zatytułowanym „Beautiful War”. Katy Perry zaserwowała spektakularne show. Śpiewając najnowszy singiel „Unconditionally” z albumu „PRISM” unosiła się w górę, po czym w kulminacyjnym  momencie zaślepiła widzów zapierającą dech w piersiach grą świateł. Sporych emocji dostarczył Eminem śpiewając „Rap God” oraz formacja The Killers występująca z utworami „Shot At The Night” i „Mr. Brightside”.
20. Galę MTV Europe Music Awards w Amsterdamie zamknął zespół Icona Pop brawurowo wykrzykując „I Love It!”, tym samym duet porwał publiczność zgromadzoną w Amsterdamie. Fajerwerki, lasery, dym, ogień i confetti  wzbogacały oprawę wizualną przez cały wieczór.
Miliard ludzi przed telewizorami mogło być tego wieczoru w centrum muzycznego świata. Impreza odbyła się w Ziggo Dome, a organizatorzy stanęli na wysokości zadania, nie pojawiły się żadne problemy, wszyscy uczestnicy imprezy bezpiecznie zakończyli wieczór w holenderskiej arenie koncertowej.
Już za rok kolejna, 21. Gala MTV EMA 2014, tym razem sercem muzycznego świata będzie Glasgow.
Nie możemy się doczekać! Rozpoczynamy odliczanie…














RELACJA POJAWIŁA SIĘ NA PORTALU: POPHEART.PL

wtorek, 7 maja 2013

REWOLUCJONISTKA? NIE... ANARCHISTKA!- WYWIAD Z MAGDĄ GESSLER!



Magda Gessler. Kobieta odważna, przebojowa, szczera i pozytywnie nastawiona do życia. Wciąż zabiegana… Czarodziejka smaku, zaklinaczka kolorów i kapłanka zapachu. Zna ją cały kraj… I nie tylko. Przez jednych uwielbiana i traktowana jak kuchenne guru, a innych znienawidzona, choć pewnie sami nie wiedzą dlaczego. Pewne jest to, że wzbudza skrajne emocje. Miliony widzów z wypiekami na twarzy ogląda co czwartek program „Kuchenne Rewolucje”, choć sama mówi, że jest anarchistką. O smaku, rodzinnym domu, podróżach, Polsce, malarstwie, smutku i radości… Magda Gessler.





Maciej Zielinski: Jak Magda Gessler rozpoczyna swój dzień?
Magda Gessler: Słysząc jak ktoś napuszcza wodę do wanny… W ten sposób się budzę, potem czuję zapach kawy… Wtedy wstaję.
Sofia, Hawana, Madryt… To miasta, w których spędziła pani spory kawałek życia. Jakie smaki, obrazy, uczucia towarzyszą pani, kiedy dziś myśli o każdym z tych miejsc?
Jest smacznie. Ludzie są mili, uśmiechają się do siebie. Jest cudownie…
Wspomniała pani kiedyś, że już w wieku trzech lat zafascynowała panią kuchnia. Co do niej tak ciągnęło wówczas małą dziewczynkę?
Dom, który cudownie gotował i rozkoszował się kuchnią robiąc to w sposób naprawdę fenomenalny.
Kiedy na panią patrzę, robię się głodny. Jest Pani niewątpliwie królową smaku i gustu. Czy cel został osiągnięty?
Nie wiem, czy to jest kwestia królowej, bardzo chcę, żeby wszędzie było smacznie i życzę wszystkim, żeby wszystko się udało i było jak najlepiej.
„Nie jestem restauratorem, jestem reżyserem sztuki, w której każdy z gości moich restauracji gra główną rolę…” . To znaczy, że restauracja nie powinna tylko karmić?
Powinna dawać bardzo dużo wrażeń. Poczucie ciepła, przytulności, dobrej energii. Miejsca, w którym można sobie powiedzieć całą prawdę, przeprowadzić cudowną rozmowę, gdzie można skosztować czegoś dobrego. Miejsca, którego się nie zapomina i do którego się wraca…
 Jest pani również malarką. Można gdzieś ujrzeć pani prace?
U moich przyjaciół, głównie w Madrycie. Mniejsza wystawa miała miejsce na jarmarku żydowskim, a duża w Madrycie, miejscu magicznym, bo w teatrze Studio, u Szajny. Z kolei Polacy mogli zobaczyć moje obrazy wiele lat temu, w warszawskim Pałacu Kultury.
Co najchętniej pani maluje?
Kobiety. Uważam, że w Polsce kobiety są wyjątkowe i staram się je zrozumieć. Pragnę w pewien sposób odtwarzać kobiecą siłę, którą Polki niewątpliwie posiadają. Ich urodę, wytrzymałość, odporność na przykre doznania. Wspieram je poprzez malowanie.
Sypia pani czasem po 3 godziny dziennie. Ciągłe obowiązki zawodowe, podróżowanie z jednego zakątka Polski na drugi pochłaniają pewnie bardzo dużo czasu i energii. Nie za dużo wzięła pani na swoje barki?
Myślę, że nie. Mój zawód jest moją przyjemnością, moją pasją i nie czuję tego jako ciężar.
Jest pani rewolucjonistką…
Wydaje mi się, że jestem anarchistką…I to jest duży problem.
Co panią złości?
Złości mnie fakt, że nie można mówić prawdy. Istnieją tematy, których się nie porusza. Obowiązuje tu taki francuski dwór. Czasem czuję się jak w jakimś dziwnym, purytańskim kraju.
Polska to kraj wiecznych malkontentów i zazdrośników?
To jest kraj, który niszczy ludzi. Niszczy tych, którzy budują.
To gdzie najchętniej by pani zamieszkała?
W Polsce.
Czyli jednak?
Tak, dlatego, że lubię wyzwania. Jest tu bardzo dużo do zrobienia. Mam nadzieję, że pomagam i nie odbije mi się to czkawką.
Taka trochę Magda Boska?
Tak mówią. Ale chyba nie wszystkim to się podoba.
Kiedy coś panią złości, działa impulsywnie i energicznie. Czytając w internecie komentarze na pani temat, czasem łapałem się za głowę. Na pewno docierają do pani te opinie. Boli, kiedy trafiają do pani chamskie i wulgarne słowa?
Nie, ponieważ nigdy nie biorę udziału w czytaniu komentarzy zamieszczonych w internecie. Nie mam na to czasu, a poza tym uważam, że jeśli ktoś się nie podpisuje pod swoją opinią, to po prostu nie istnieje.
W „Kuchennych Rewolucjach” to pani jest nauczycielem, który pokazuje nie tylko jak gotować, ale również jak porozumiewać się z innymi, szanować czyjąś pracę, doceniać drugiego człowieka…
…cieszyć się pracą.
A czego panią nauczyły KR?
Może trudno w to uwierzyć, ale skromności… Program pokazał mi, że jest wiele osób, które mają bliskie mi problemy. Często myślę, że wstąpiłabym do zakonu, w którym mogłabym zająć się tylko i wyłącznie pomaganiem ludziom, którzy potrzebują wyciągniętej do nich ręki. Koncentracja na takiej pomocy jest z mojej strony coraz większa. Program „Kuchenne Rewolucje” zaczęliśmy nagrywać 3 lata temu, od tamtego czasu „studiuję” intuicję i psychologię, nieustannie się uczę. Efekty są jak widać całkiem niezłe.
Wymyka się pani czasem ze swoich restauracji po to, by spędzić wieczór w zupełnie innej, obcej. By ją odkryć?
Nie żeby sprawdzić, ale skosztować, cieszyć się smakiem. Nie wchodzę do restauracji, by ją skrytykować, tylko po to, żeby zjeść dobrą kolację.
Jest pani silnie przywiązana do polskich produktów, tradycyjnych smaków…
…do smaków, które są zapomniane…
Czym jest to spowodowane? Może wpłynęła na to pani nieobecność w kraju. Wiele lat spędziła pani zagranicą.
Moim domem. Na pewno też tym, że mieszkałam zagranicą, byłam wówczas dumna z Polski. Mój dom rzeczywiście tworzył smaki, zapachy i dania, o których nikt już nie pamięta i chciałabym to wszystko odrodzić na nowo. Mam nadzieję, że mi się to udaje.
Istnieje ktoś, na kogo patrzy pani z zachwytem i ciekawością?
Myślę, że taką osobą w moim życiu jest… mój ojciec. To on nauczył mnie ciężkiej pracy, pasji i radości z życia. Jestem mu za to bardzo wdzięczna.
Kiedy jest smutno Magdzie Gessler?
To chwile, w których dzieją się rzeczy niesprawiedliwe i nieprawdziwe. Często mocno manipulowane, które dają tym manipulantom pieniądze. Wszystkie historie, które obecnie ukazują się w internecie napędzają całą tę machinę. Najpierw byłam cudowna, a teraz należy zarobić na mnie trochę inaczej, niekoniecznie uczciwie i z twarzą. To przykre, ale wierzę, że prawda broni się najlepiej.
A często zdarzają się takie sytuacje?
Nie wiem, ponieważ nie mam czasu. Mam czas, żeby budować.
O czym jeszcze może marzyć Magda Gessler, która jest spełniona w miłości, w pracy, dużo podróżuje?
O tym, żeby ludzie, którzy zrobili mi krzywdę, nie wyrządzali jej dalej, innym ludziom.
Wiele pani w swoim życiu przeszła, pojawiali się w życiu mężczyźni, których los dawał, a później odbierał (nawet w brutalny sposób) nauczyła się pani czegoś od każdego z nich?
Było różnie. Nie znoszę dulszczyzny, nie lubię obcować z ludźmi nieszczerymi, którzy po prostu zapomnieli skąd są i jak to się stało, że są właśnie w tym miejscu. Jeśli chodzi o mężczyzn, to nie nauczyli mnie czegoś konkretnego. Wszyscy poznajemy świat bez przerwy, ja również, a ze wzajemnych relacji trzeba czerpać ogromną radość, staram się to robić każdego dnia.
Żałuje pani czegoś w swoim życiu? Coś by mieniła? Naprawiła? Cofnęła?
Żałuję… Tego, że nie żyje mój pierwszy mąż, że mam za mało czasu dla moich dzieci, że robiąc to, co robię nie mam nawet czasu dla siebie, ale coś za coś…
W takim razie życzę pani z całego serca dużo więcej tego cennego czasu.
Dziękuję, przyda się. Najbardziej cieszy mnie jednak to, że lubi mnie młodzież. To budujące. Bardzo…


WYWIAD OPUBLIKOWANO NA PORTALU: TWOJE-WIESCI.PL
WYWIAD CYTOWANO NA PORTALU: PUDELEK.PL



poniedziałek, 25 marca 2013

BRODKA W OŚMIU SMAKACH- WYWIAD Z MONIKĄ BRODKĄ!



Początek marca, dokładnie dzień szósty. Tego dnia pogoda nas rozpieszczała, słońce muskało twarze swoimi gorącymi promieniami. W małym klubie w Poczdamie ma wystąpić wieczorem „Polens Stern“. Niemcy przechodzą obojętnie wobec wiszących przy każdej ulicy plakatów, nawet nie zerkają na ciemnowłosą, młodą dziewczynę w dziwacznym stroju, które wiszą tam pewnie od dłuższego czasu. Nadszedł wieczór, przed klubem czeka około dwieście osób. Jedni mówią po polsku, inni po niemiecku. Wszyscy przybyli na koncert. Jako support – no właśnie. Do dziś nie potrafię określić co to było. Ludzie przyjęli dziwacznego DJ’a z obojętnością, nikt się nim nie przejmował. Kilka minut po dwudziestej rozbrzmiewają instrumenty, które grają pierwsze nuty piosenki „W pięciu smakach“, a publiczność w dzikim krzyku wita na scenie Monikę Brodkę. Po niesamowitym koncercie Artystka udzieliła nam ostatniego wywiadu przed wylotem do USA. Czas tykał na naszych plecach niczym bomba, która ma za chwilę wybuchnąć, bo przecież samolot nie będzie czekał, ale Brodka powiedziała o tym, co dla niej najważniejsze. Jesteście ciekawi?…





Maciej ZielinskiZacznijmy od początku… Monika Brodka, lat 16. Jakie wspomnienia nasuwają się na słowo „IDOL”?
Monika Brodka: Szczerze mówiąc, to niewiele pamiętam z tego okresu, minęło w końcu 10 lat, byłam wtedy bardzo młoda. Na początku mojej muzycznej drogi kompletnie nie wiedziałam jak moja kariera się potoczy, co się wydarzy… Dopiero uczyłam się obycia ze sceną, poznawałam ten biznes z pozytywnej strony, jak również tej mniej przyjaznej, w której rządzą układy i niesprawiedliwość. Stopniowo dochodziłam do wniosków, co chciałabym robić w życiu, jak chciałabym żeby moja kariera wyglądała, jaką muzykę chciałabym tworzyć. Mówiąc szczerze, to prawdziwe i świadome bycie artystą na scenie poczułam dopiero w 2010 roku, czyli z wydaniem płyty GRANDA. Myślę, że to drugi, tym razem trzeźwy etap mojej kariery.
Pochodzisz z Twardorzeczki. Tęsknisz za wsią? Przecież to w niej się wychowywałaś, uczyłaś grać na skrzypcach, poznawałaś świat…
Za wsią jako taką to nie. Tęsknię za moim regionem, za górami, lasami, za moją rodziną, która tam cały czas mieszka i staram się ją odwiedzać jak najczęściej mogę. Z Warszawy jest to jednak kawałek drogi, ale staram się przyjeżdżać do Twardorzeczki w wolnych chwilach. Nigdy nie sądziłam, że zostanę w niej na dłużej, że będę tam żyła. Myślę, że to miejsce było dla mnie tylko na okres dzieciństwa. Wspomnienia o górach wciąż tkwią w mojej głowie, przypominam sobie różnego rodzaju obrazy, np. kiedy jako mała dziewczynka zbieram świeże truskawki z ogródka, zrywam z drzewa słodkie jabłka. Wspominam to niesamowicie sentymentalnie i fajnie.
Jako dziecko chciałaś stać na scenie, być piosenkarką- udało się. A co dziś jest Twoim marzeniem?
Zawsze chciałam grać poza granicami Polski. Marzenie się spełnia, ponieważ ten rok to koncerty w dużej mierze właśnie zagranicą. Uwielbiam odkrywać nowe miejsca, nową publiczność. Zarówno ja, jak i mój zespół staramy się aplikować na różne festiwale, zgłaszamy chęć wystąpienia na ciekawych eventach. Moja managerka często wysyła zgłoszenia za moimi plecami, a kiedy zostaniemy zaproszeni na daną imprezę, mówi mi o tym niespodziewanie. To dla mnie niesamowita frajda i niespodzianka. Poza tym organizujemy mini trasy koncertowe w Niemczech, Ameryce… Druga połowa roku będzie czasem odpoczynku, wyciszenia. Wtedy powoli zacznę zastanawiać się nad kolejną płytą, w głowie zaczną rodzić się kolejne, świeże pomysły. Tak wyglądają moje plany na najbliższe miesiące, nie wybiegam w przyszłość za daleko, nie myślę o tym, co się wydarzy za parę lat, moim marzeniem są podróże i granie w tym roku zagranicą, na razie do szczęścia potrzeba mi tylko tyle.
Ukończyłaś Akademię Fotografii. Komu, lub czemu najchętniej robisz zdjęcia?
Na chwilę obecną jestem totalnie pochłonięta robieniem zdjęć na aplikację, która nazywa się Instagram, jestem jej superfanką. Od pewnego czasu prowadzę tam swój oficjalny profil, staram się dokumentować to, co dzieje się w moim życiu na co dzień. Od bardzo zwykłych sytuacji, jak wyjazd na koncert w busie z moim zespołem, czy poranne śniadanie, po ciekawe podróże, sytuacje które nie chcę żeby mi umknęły i chciałabym żeby zostały w mojej pamięci na długo, dlatego je uwieczniam na fotografiach. Moją bardziej profesjonalną kamerę wyciągam zazwyczaj na czas wakacji, dalekich podróży, kiedy to mam szansę sfotografować coś bardziej egzotycznego. Głównie posługuję się iPhonem i właśnie nim robię zdjęcia. Jestem uzależniona od utrwalania ulotnych i zwykłych chwil, które czasami są bardzo ważne, a późniejsze oglądanie ich wzbudza we mnie miłe wspomnienia.
GRANDA to majstersztyk, nasz towar eksportowy, muzyka jest żywa, prawdziwa, oryginalna, natomiast EPka LAX jest zupełnie inna, przepełniona sztucznymi dźwiękami. Skąd tak przeciwstawne nurty? Do czasów GRANDY Twoje płyty były spójne, teraz- dwa przeciwstawne bieguny.
Uwielbiam eksperymentować, bawić się muzyką, bo to przecież o to, w moim przekonaniu w niej chodzi. GRANDA była pewnego rodzaju odcięciem się od muzyki, którą tworzyłam wcześniej, postanowiłam najzwyczajniej w świecie nagrać coś, co przede wszystkim mnie się spodoba i co ja czuję. Co nie znaczy, że z wcześniejszymi albumami się nie utożsamiam…
Skąd zamiłowanie do Berlina i Nowego Jorku? Co je łączy? Co dzieli? Co Cię w nich fascynuje?
W Berlinie czuję się najzwyczajniej w świecie swobodnie. Nikt mnie w nim nie rozpoznaje, mogę spacerować spokojnie ulicami. Podoba mi się klimat Berlina, jestem zafascynowana jego zakamarkami oraz żyjącymi w nim ludźmi, albo inaczej…ich stylem życia. Nie mogę oprzeć się wszelkiego rodzaju „flomarkom”. Zazwyczaj przyjeżdżam do Berlina w weekendy, a wtedy staram się wyszperać niesamowite rzeczy do swojego mieszkania, albo chociaż jakieś pamiątki, które nasycone są tajemniczą historią. Bardzo lubię berlińskie knajpy, restauracje, których jest ogromna ilość w zasadzie na każdym rogu ulicy, a w każdej z nich niepowtarzalne i często oryginalne smaki. Mam nadzieję, że Warszawa będzie kiedyś takim drugim Berlinem i ten klimat się nam choć trochę udzieli, bo przecież patrząc na mapę, jesteśmy bliskimi sąsiadami. Mogę powiedzieć, że w Warszawie powoli czuć namiastkę Berlina, przynajmniej ja ją czuję. Jeśli chodzi o Nowy Jork to nie będę oryginalna. Fascynuje mnie w nim mix wszystkich możliwych kultur, ras, smaków. To miasto, które jest mieszanką całego świata. Jest potęgą.
Wiem, że uwielbiasz gotować, a jeszcze bardziej jeść… Jakie jest Twoje popisowe danie?
Chyba nie mam popisowego dania, w kuchni bardzo dużo eksperymentuję . W zależności od zawartości mojej lodówki i zasobów kuchennych są to bardzo różne smaki, często ciekawe i zaskakujące. Jeżeli chodzi o jedzenie, to nie jestem wybredna. Wybredną staję się jedynie wtedy, kiedy danie jest niedobre. Nie mam tak, że nie lubię jakichś składników, albo ich nie zjem, uwielbiam próbować bardzo różnych, na pozór dziwnych rzeczy, nawet tych, do których nie jestem na początku przekonana, a najbardziej złości mnie to, kiedy coś jest po prostu źle ugotowane i niesmaczne.
Wolisz na ostro, czy na słodko?
Na słodko…





wtorek, 5 lutego 2013

NIE JESTEM JUŻ TAMTĄ JENNY...- JEDYNY WYWIAD Z EDYTĄ BARTOSIEWICZ!






Do ostatniego momentu nic nie było pewne… Edyta będzie miała czas, by porozmawiać? Starczy jej sił, po tak wyczerpującym, ponad dwugodzinnym koncercie? To w ogóle możliwe? I w końcu pytanie podstawowe… Dlaczego akurat mnie miałaby udzielić wywiadu, skoro największe stacje i portale internetowe biją się o to, by usłyszeć z jej ust kilka słów. Do dziś nie wiem dlaczego Edyta Bartosiewicz postanowiła opowiedzieć mi co się u niej działo przez ponad dekadę, jedno jest pewne- było to niesamowite spotkanie. Jako jedyne media mogliśmy obcować z artystką, która zapisała się trwale na kartach muzycznej historii. Kanapa w garderobie była wygodna, światło przytłumione, a na tle ciszy pieścił moje uszy charakterystyczny, chrypliwy głos… Głos, który wyśpiewał mi wszystko… Zapraszam na wywiad.






Maciej Zielinski: Wygląda pani świeżo i zachwycająco, czy przede mną siedzi kobieta spełniona? Fizycznie wszystko na to wskazuje, a jak jest duchowo?
Edyta Bartosiewicz: To bardzo trudne pytanie, wiesz? Nie tak łatwo będzie mi na nie odpowiedzieć… Jeśli chodzi o fizyczność to jestem w trakcie, można powiedzieć- procesu reanimacji. Właśnie tak nazwałam pięć koncertów, naszą mini trasę – „Renovatio prelude“, czyli preludium do odrodzenia. Dużo pracy włożyłam przez ostatnie lata, żeby naprawić siebie… i to pod każdym względem. Fizycznym, duchowym i mentalnym. Cieszę się, że rozpiera mnie energia i mogę zagrać fajny, ponad dwugodzinny koncert, a ludzie dobrze się na nim bawią. Oni czekali na mój powrót tyle lat, daje mi to niesamowitą siłę.Czuję , że jestem potrzebna.
Nie sądziła pani, że jest potrzebna? Nie czuła tego pani?
Wiesz, dopóki nie pojawisz się na scenie, by zagrać koncert, który jest biletowany i za który trzeba zapłacić, to tego nie wiesz.
Trochę to już lat minęło. Bała się pani jak teraz będzie?
Masz rację, trochę czasu minęło… Pojawiali się inni wykonawcy, zmieniał się rynek, ale jest mi niezwykle przyjemnie, że na wszystkich pięciu koncertach sale były zapełnione i czułam niezwykłą atmosferę. Granie po kilka bisów to cudowne uczucie. Wyjeżdżałam z każdego miasta niesamowicie szczęśliwa. Dzięki tym koncertom nabrałam wiatru w żagle i chcę działać dalej. Jestem na pewno inną osobą niż byłam kilkanaście lat temu. Dzisiaj z całą świadomością stwierdzam, że tamtej Jenny już nie ma. Po prostu przeszłam pewnego rodzaju transformację.
Jak zmieniły panią lata nieobecności w życiu medialnym z którego zniknęła pani na długi okres? Czego się pani nauczyła przez ten czas, prócz z tego co słyszałem nabycia umiejętności gotowania?:)
Faktycznie zaczęłam gotować, a obiecałam to w jakimś wywiadzie, jeszcze w 90-tych latach. Tak naprawdę nauczyłam się wielu rzeczy, ale za długo by o tym mówić. Zaczęłam odnajdywać przyjemność w drobiazgach, do których kiedyś nie przywiązywałam uwagi.. Natomiast jeśli chodzi o funkcjonowanie w świecie, w którym przyjdzie mi pracować, to nie za bardzo wiem, jak w nim funkcjonować, ponieważ wszystko strasznie się pozmieniało, a ja jestem dinozaurem z lat 90-tych. W pewnym sensie muszę zacząć od nowa.
Jak debiutantka?
Tak. Czuję się jak debiutantka i to jest fajne, bo człowiek nie jest wtedy stetryczały. Pomimo tego, że skończyłam właśnie 48 lat, to czuję we wszystkim, co robię świeżość, tak jakbym zaczynała od zera. Starsze piosenki, które gramy na koncertach, mają zupełnie inny wymiar. Śpiewam je inaczej niż kiedyś, niektóre są przearanżowane, ale nawet nie o to chodzi, po prostu mam w sobie zupełnie inną energię.
Jakie uczucia towarzyszą artystce, która nagle musi zniknąć ze sceny, w czasie, gdy światła reflektorów skierowane są wyłącznie na nią?…
To były dla mnie ciężkie lata. Nagrywaliśmy płytę w 2002 roku, zarejestrowaliśmy na niej wszystkie instrumenty, a ja nie mogłam najzwyczajniej w świecie zaśpiewać. Głos odmówił mi posłuszeństwa i to nie chodzi o to, że ja nie mogłam mówić, ale cały aparat, potrzebny do śpiewania, bawienia się wokalem, wyrażania emocji, u mnie zaniemógł. Wszystko runęło. Teraz, po latach myślę, że nie wytrzymałam swojego stylu życia, który był dosyć szybki i barwny,ale przede wszystkim brakowało mi zdrowych mechanizmów obronnych, byłam jak żółw bez skorupy.Przypłaciłam to długą ciszą, pojawiały się różne domysły, co się ze mną dzieje, nie miałam nawet sił, żeby to komentować. Starałam się przede wszystkim nawiązać kontakt ze sobą. Dużo się wydarzyło, ale nie są to sprawy, o których chcesz opowiadać przy każdej okazji. Może kiedyś, gdy nabiorę już dystansu, opiszę to w jakiejś książce. Na pewno ostatnie 12 lat było dla mnie owocnym czasem. Jestem przeszczęśliwa, bo chyba nigdy wcześniej nie bawiłam się tak na własnych koncertach, jak teraz.
Czyli musiała się też pani nauczyć siebie?
Absolutnie tak. Jak sobie myślę o tym wszystkim, to dochodzę do wniosku, że kiedyś ewidentnie nie miałam ze sobą kontaktu. To, co wydarzyło się w latach 90-tych, dotyczyło osoby, która stała gdzieś obok, jakiejś innej Bartosiewicz. Gdy potem zamilkłam, nie miałam żadnego planu awaryjnego. Moim życiem była i jest muzyka.
Bolało pożegnanie się ze sceną? Przecież nie wiedziała pani jak wszystko dalej się potoczy. Jakie myśli kłębiły się wówczas w głowie?
Wtedy waliłam głową w mur. Ciągle nagrywałam, starałam się za wszelką cenę wydobyć z siebie ten wokal. Wydałam mnóstwo pieniędzy na studio nagraniowe, na realizatorów. Myślałam, że każdego następnego dnia już wszystko będzie dobrze. Nie sądziłam, że to potrwa ponad dekadę. Gdyby ktoś w 2002 roku powiedział mi, że dopiero w 2013 mam szansę na wydanie płyty, to bym się totalnie załamała,scenariusz jak z horroru.
Za wszelką cenę chciała się pani trzymać muzyki?
Tak. Nie mogłam skończyć własnej płyty, to pisałam dla innych artystów, występowałam z nimi. Dziś zagraliśmy trzy nowe piosenki- „Renovatio”,“Madame Bijou“ i „Upaść by wstać”- z cudowną Moniką Kuszyńską, której jestem bardzo wdzięczna za to, że przyjęła moje zaproszenie. Monika to niezwykle wartościowa osoba, bardzo ją lubię i szanuję.
Po latach przyznała pani, że teksty piosenek Edyty Bartosiewicz są w pełni autobiograficzne. Co stawało wcześniej na przeszkodzie, by powiedzieć „Tak. To moje życie. Wszystko o czym piszę przeżyłam na własnej skórze.”
Jeśli coś przeżywasz całym sobą, to bardzo trudno o tym mówić wprost. Tekst piosenki ma umożliwić przekazanie pewnych emocji, którymi chcesz się podzielić ze światem. Bycie na scenie jest pewnego rodzaju ekshibicjonizmem, trzeba to w sobie mieć, bez dwóch zdań, ale artyści w różny sposób to prezentują swoim odbiorcom. Niektórzy są bardziej otwarci, inni mniej. W latach 90-tych, gdy miałam szczęście zaistnieć, muzyka stawiała na emocje, takie szczere do bólu. Dziś różnie z tym jest. Na pewno ‚opakowanie‘ artysty zyskało na znaczeniu.
Jest pani bardzo tajemnicza… Nie mogę rozszyfrować, czy Edyta Bartosiewicz jest optymistką, czy może bardziej pesymistką?
Chyba jestem trochę przewrotna. W swoich piosenkach często zdarza mi się wprowadzić słuchacza w nastrój mocno melancholijny, ale nigdy nie chcę zostawić go z niczym. Iskierka nadziei musi być. I ja też właśnie taka jestem. Widzę czasem świat w bardzo nieciekawych kolorach, ale to nie trwa zbyt długo.
W pani przypadku lepiej pisze się teksty, gdy dusza krzyczy, serce krwawi a w naszym małym świecie wszystko się sypie, czy wręcz odwrotnie?- Gdy w życiu dominują same kolorowe barwy?
Nie pamiętam, żeby w moim życiu dominowały same kolorowe barwy. Moje życie jest nieprzewidywalną sinusoidą o dużej amplitudzie.
Co pani myśli o dzisiejszym rynku muzycznym, niekoniecznie polskim? Kiedy pani tworzyła muzykę, priorytety były chyba trochę inne… Wydaje mi się, że w większości przypadków tworzono muzykę, która miała duszę.
Myślę, że dzisiaj też istnieją artyści, którzy mają tego rodzaju przekaz. Na pewno dużo łatwiej dziś stać się zauważonym, chociażby dzięki internetowi. Wystarczy zrobić coś wykraczającego poza normy, a natychmiast jest się na świeczniku. Zauważyłam nawet, że im bardziej jest to negatywne, tym lepiej, bo jak powszechnie wiadomo- zła wiadomość to dobra wiadomość dla mediów. Nie chcę tego oceniać, po prostu tak jest. Myślę, że jestem konserwą. Zależy mi jedynie na tym, żeby tworzyć piękne piosenki.Najważniejsze, żeby piosenka spodobała się słuchaczom,a ludzie na podstawie fajnego singla kupili moją płytę. Nie chciałabym jej za wszelką cenę promować. Bałabym się brać udział we wszelkiego rodzaju targach próżności.
Pani po prostu nie musi sobie na to pozwalać…
Fajne jest to, że zajmowanie się muzyką jest dla mnie wciąż zabawą…zabawą która stała się moim zawodem.
To już chyba lepiej być nie może?
Żeby tylko zdrowie dopisało. Ostatni rok był tragiczny, obfitował w same nieciekawe sytuacje. Wszyscy chorowali. Dlatego życzę Tobie i wszystkim czytelnikom dużo zdrowia, w tym nowym 2013 roku. A czy my może jesteśmy przy ostatnim pytaniu?
Nic mi o tym nie wiadomo
O Jezu, no to ja się pośpieszyłam z tymi życzeniami
To się wytnie i wklei na koniec…
Nieee! Właśnie nie, zostawcie to.
Istnieje w pamięci moment życia do którego najchętniej pani wraca?
Dużo jest takich momentów. Moja pamięć jest bardzo żywa; niesamowita ilość różnych obrazów, dźwięków. Niczego nie żałuję.
Czego mogę dziś życzyć kobiecie, która…
Która skończyła 48 lat? (śmiech)
Też… ale przede wszystkim czego dziś mogę życzyć kobiecie, która swym nieziemskim głosem zmieniła świat muzyki?
Cały świat. Proszę, powiedz, że cały… (śmiech)
Cały. Bez dwóch zdań.
Czego można mi życzyć? Żebym z moim głosem doszła w końcu do formy, nagrała cudowną płytę i była po prostu sobą. I żebym nie znikała już na tak długo.
To niech się tak stanie. Życzę pani tego najszczerzej jak tylko potrafię.
„Let it be, let it be. Let it be, let it be. Whisper words of wisdom, let it be…” Dziękuję.


WYWIAD ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY NA PORTALU: TWOJE-WIESCI.PL