Kasia Wilk głosem narodu jest, o czym warto przekonać się na własne uszy. Nie pręży dumnie piersi na ściankach, woli powygłupiać się na scenie robiąc nieudolny szpagat, nie opowiada o pikantnych szczegółach swego życia prywatnego, preferuje wyśpiewanie tego co ją boli, śmieszy, mąci umysł, nie gwiazdorzy, nie oczekuje czerwonych dywanów, grafitowej limuzyny, trzech ochroniarzy i soku wyciskanego z granatu, podanego na pozłacanej tacy. Do szczęścia potrzebny jej tylko skrawek (choć na tym skrawku wszędzie jej pełno) sceny, mikrofon i przede wszystkim publiczność. Uwierzcie mi- można to odczuć na własnej skórze podczas jej koncertu. Nie "pierwszy raz" mogłem jej wysłuchać. W swojej skromnej (jak na ponad dekadę) dyskografii posiada numery przy których mam tak zwane ciary. To chyba dobrze... Przy tym wszystkim jest niebywale empatyczna o czym publiczność mogła przekonać się wczoraj, w Murowanej Goślinie podczas koncertu na rzecz stowarzyszenia Jedna Chwila. Nie boi się ludzkich tragedii, wychodzi im na przeciw i jest świadoma, że często tylko muzyka pozwala na moment oderwać się od trudnych realiów. Wilk dobrze ten moment wypełnia. Pozwolę sobie nie komentować wczorajszego nagłośnienia, sprzęt najzwyczajniej nie udźwignął tych dźwięków. Ważne, że słuchacze dobrze się bawili, bo przecież o to w tym wszystkim chodzi. Mimo choroby, która dawała się we znaki, wokalistka wycisnęła z siebie wszystko. Jeśli w wokalizie coś się posypało i było pod dźwiękiem, szybciutko próbowała to naprawić i ozdobić to tak, by w rezultacie wyszło jeszcze lepiej. Za to szacun;) Nie zabrakło znanego wszystkim przeboju "Pierwszy raz", emocjonalnej bomby w "Do kiedy jestem", czy "Po prostu", sentymentalnej, ale i symbolicznej (zgrabnie połączone refreny) podróży do utworów nagranych z Mezo i zespołem Kto To, za które pokochała ją Polska czy sensulanego muzycznie "Być może". Wracaj do zdrowia, graj, śpiewaj, rób nieudolne szpagaty, po prostu bądź! Do zobaczenia.
Niebawem?
fot. maciej zielinski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
COMMENT